8/16 – F-Zero

Nie lubię wyścigówek. Oprócz GTA myśl o jeżdżeniu wirtualnym autem napawa mnie jakimś wstrętem, jakbym jadł coś nieświeżego. ALE! Są wyjątki i te wyjątki należą zazwyczaj do kategorii „arcadowe wyścigi futurystycznych pojazdów na futurystycznych trasach z futurystyczną muzyką, którą wyciszam”. Np. taki WipeOut. Albo pradziadek tegoż, czyli F-Zero na Super Nintendo.

Ach F-Zero, masz w sobie tyle zalet – cudownie wyważony poziom trudności, co na czasy naprawdę bezlitosnych gier było rzeczywiście czymś, pomysłowe, choć jednocześnie proste trasy, fajowskie pojazdy przypominające kolorowe robaki i przede wszystkim – grywalność! F-Zero przykuje Was do telewizora na długie godziny, a powiedzonko „jeszcze jedna trasa” stanie się Waszym ulubionym, więc lojalnie ostrzegam przed potężnymi wyrwami w Waszym wolnym czasie.
F-Zero do genialności brakuje jednego elementu, mianowicie multiplaya. Niestety, Wasz drugi pad będzie patrzył samotnie i smutno na dobrą zabawę, w jakiej nie może uczestniczyć. Boję się pomyśleć, co by było gdyby F-Zero miało możliwość pościgania się we dwójkę. Wieczne szczęście?
Ta fenomenalna gra ma swoją dalszą historię na następnych konsolach Nintendo, zarówno tych stacjonarnych, jak i przenośnych, ale powiedzmy szczerze – tylko jedna konsola jest warta miłości i jest nią Super Nintendo.
http://www.youtube.com/v/9uEsF4_n7ww&hl=pl_PL&fs=1&

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz